czwartek, 8 listopada 2012

Kanelbulle

Będzie o drożdżowej bułce. Jak absurdalnie by to nie brzmiało, w Szwecji celebruje się święto tego oto drożdżowego zawijasa, zapiszcie, 4 października - Kanelbullens dag!! W każdym sklepie roztacza się intensywny zapach kardamonu i cynamonu. Nazwa Kanelbullar znaczy dokładnie 'cynamonowe bułeczki' i jest to chyba najbardziej typowy szwedzki deser , nie ma 'fiki' (tradycyjnej przerwy na kawę) bez Kanelbullara :)

 Na podstawie przepisu z The Vegan Swedes, a dokładnie stąd
  
KANELBULLAR
 Na ciasto: 
* 80g vegańskiej margaryny
 * szklanka 'mleka' roślinnego
 * 25g drożdży * szczypta soli
* 1/4 szklanki cukru
* 2 łyżeczki cynamonu (zależnie od preferencji)
* łyżeczka kardamonu
* ok 0.5 kg mąki  

Dodatki: 
* margaryna
* cukier
* cukier waniliowy
* tzw Pearl Sugar do posypania po wierzchu, ale zwyczajny brązowy też będzie klasa

 Wykonanie:
1. Rozpuszczamy margarynę, dodajemy mleko. Następnie trzeba miksturę ostudzić, co by 'nie zabić' drożdży.
2. Rozpuszczamy drożdże, w mieszance mleka i margaryny. Dodajemy sól, cukier, kardamon i cynamon i 2/3 odmierzonej ilości mąki.
 3. Najprzyjemniejsza część, czyli wyrabianie ciasta. Dodajemy resztę mąki i gnieciemy aż ciasto będzie nie przywierać do miski.
4. Odstawiamy ciasto do wyrośnięcia, aż podwoi swoją objętość. W ciepłym miejscu rzecz jasna.
5. Następnie wałkujemy ciasto, formując mniej lub więcej kwadrat.
 6. Tak oto rozwałkowane ciasto smarujemy margaryną, opruszamy dużą dawką cukru waniliowego i cukru zwyczajnego.
 7. Zawijamy ciasto jak roladę i kroimy w dosyć cienkie plastry. (tu wszystko bardzo ładnie rysunkowo objaśnione)
 8. Układamy plastry bezpośrednio na blasze do pieczenia lub lokujemy je w papilotkach do muffinów.
9. Zostawiamy na kilkanaście minut aż podwoją swoja objętość, a następnie opruszamy je Pearl Sugar, lub zwyczajnym cukrem i wstawiamy do nagrzanego piekarnika. 10. Pieczemy ok 10 minut w 220 stopniach. Po całym mozolnym procesie powinny smakować niebiańsko i wyglądać tak:





sobota, 29 września 2012

czcicielka na emigracji

Hej Ludzie! To ja, ja pukam w Wasze monitory po blisko półtorarocznej przerwie. Nie sadziłam, że jeszcze to powrócę. Ale jak klasyk powiadał 'nie porzucaj nadzieje'. I tak oto jestem. Po 16 miesiącach. Jak tytuł głosi jestem na emigracji. Chcianej, upragnionej, wyczekiwanej z utęsknieniem. A jak jest teraz, w rzeczywistości? Trochę inaczej niż zakładałam, ba , totalnie inaczej. Czasem przeklinam mój wybór, czasem mówię do siebie ' nie tak miało być'. Bo nie tak miało być, ale realia są inne. Gdy dokonywałam decyzji życie wyglądało inaczej, więcej trzymało mnie TU niż TAM, w Polsce. Nie chcę powiedzieć, że jest źle, bo jest cudnie i pięknie. Tu wydaje się, że niebo jest bliżej. Mam więcej wolnego czasu, ogromną potrzebę spędzania godzin w kuchni, mnóstwo kreatywnej krwi w żyłach. Jestem TU, w kraju gdzie najtańszy chleb kosztuje 10 zł, zawsze wieje wiatr i pada deszcz. Jak przeżyć? W następnych odcinkach, a póki co trochę pięknych widoków z Kraju Deszczowców.